Posługa krytykowania

b_240_0_16777215_00_images_numery_2_(191)_2011_okl.jpgNiechętnie słuchamy, gdy mówi się źle o naszym Kościele, niechętnie czytamy, gdy źle o nim piszą. Same jednak jesteśmy częścią tego Kościoła i wiemy, jak daleko nam do doskonałości. Alina Petrowa nakłania nas, abyśmy krytykujące Kościół głosy czytały bez lęku. Nie czyjaś krytyka mu grozi, ale nasz brak nawrócenia, nasz brak aktywności w przestrzeni publicznej. Kto w to wątpi, nich zawierzy posłudze modlitwy. Za Kościół, za jego krytyków, za tych, co krytyków krytykują. I bądźmy pewne – „Kościół się obroni, bo głosi Dobro”, o czym przypomina nam Marek Magierowski w swoim felietonie, zamieszczonym w dodatku specjalnym „Rzeczypospolitej” – Kościół w Polsce. Raport (9 grudnia 2010 r.).

 

Posługa krytykowania

Alina Petrowa-Wasilewicz

 

Gdy w 1997 roku Jan Paweł II spotkał się w Krakowie z przedstawicielami świata nauki, mówił do nich o misji, którą mają do spełnienia – o posłudze myślenia. Posługa myślenia! Ileż piękna i mądrości zawiera takie sformułowanie! Mówienie do ludzi, którzy opierają się na spekulacjach intelektu i osiągają dzięki niej wymierne wyniki, że ich praca jest służbą, musiało chyba być bardzo inspirujące. Zarazem te słowa może wyprowadzały niektórych adresatów papieskiego przesłania z meandrów rozumu, w które wpadają ludzie przełomu tysiącleci. Niejeden z nich uznał rozum za jedyną i ostateczną instancję rozstrzygającą o najważniejszych problemach ludzkich. Posługa – to niemodne i cokolwiek zapomniane pojęcie przypomina także, że nie jesteśmy panami i że jest ktoś od nas większy, że nie uznajemy się za miarę rzeczy.

Te słowa przypomniały mi się, gdy kilka tygodni temu wybuchła dyskusja nad listem dominikanina o. Wiśniewskiego o kondycji Kościoła w Polsce. Nie jest to jedyny głos krytyczny, który można o Kościele usłyszeć, wprost przeciwnie – dziś bardziej dziwią opinie pozytywne, gdyż czasy znowu zrobiły się bardzo trudne dla ludzi wierzących i fala złych emocji wzrasta. Pisałam już o tym – wystarczy wejść do sklepu, spotkać znajomych, z którymi nie byliśmy w kontakcie przez dłuższy czas, o forach internetowych nie wspominając, a usłyszymy niezliczoną liczbę negatywnych opinii, utyskiwań i żali na to, jaki Kościół jest, jak fatalni są księża i kto się wzbogacił, okradając państwo. Naturalnie, zarzuty są na miarę intelektu krytykującego – przeważnie wygłaszane są lub wypisywane mało subtelne opinie, świadczące bardziej o tym, co się dzieje w głowach autorów niż o tym, jaka jest rzeczywistość. Niemal zawsze są świadectwem klęski systemu edukacyjnego, który nie jest w stanie wpoić kilku prostych faktów historycznych w umysły ogółu.

Obok poziomu przeciętnie „forumowego” są, rzecz jasna, także opinie rozbudowane, formułowane przez ludzi wykształconych i kompetentnych, którzy przytaczają argumenty i hamują emocje. I należy do nich niewątpliwie o. Wiśniewski, a także autorzy kilku opiniotwórczych tygodników, którzy też krytykują, krytykują, wciąż krytykują. I robią to tak konsekwentnie i od wielu lat, że byłoby dziwne, gdyby powiedzieli lub napisali coś dobrego o Kościele, ale ich konsekwencja każe przypuszczać, że dobry Bóg dał im być może charyzmat krytykowania. Gdyż z pewnością historia naszej wspólnoty wiary zna wiele takich osób, które w przeszłości potrafiły wskazać zło w Kościele, nazwać je po imieniu i ponieść konsekwencje za swoją odwagę. Na przykład Girolamo Savonarola, także dominikanin, który wytykał grzechy ludziom możnym i maluczkim w renesansowej Florencji, był takim charyzmatem obdarzony. Tak samo św. Katarzyna ze Sieny, która nakłaniała papieża by wrócił z Awinionu do Rzymu, a czasem argumentowała waląc pięścią w stół. Historia pokazuje, że taka krytyka była bardzo Kościołowi potrzebna, gdyż, jako rzeczywistość bosko-ludzka wciąż wznosi się i upada i tak było od początku dziejów i będzie pewnie do końca.

Dlatego głos krytyków jest ważny i cenny i nie należy się zżymać, gdy się odzywają. Nie wdając się w dyskusję z wybitnym duszpasterzem, warto może przypomnieć, że krytyka będzie najbardziej owocna wówczas, gdy zostanie uznana za posługę. Gdy ten, który widzi zło i nazywa je po imieniu, uważa się za sługę. A sługa jest mniejszy, nieważny i nieużyteczny i znika, gdy pojawi się jego Pan. I nie zapomina, że nie jest miarą rzeczy i ostateczną instancją, a pokornym robotnikiem na niwie Pańskiej.

U podłoża bardzo licznych i świętych dzieł w historii Kościoła leży krytyka. Pewien młody człowiek żyjący w Asyżu w XIII w. patrzył na współczesną wspólnotę wiary, na bogactwo duchownych i ich oddalenie się od zwykłych ludzi. Któregoś dnia usłyszał, że ma odbudować Kościół. Młodzieniec nie napisał w tej sprawie listu do papieża, a odpowiedział na to wezwanie zachwycającą miłością do Boga. I ta jego miłość odmieniła świat, dała milionom ludzi nadzieję i fascynującą obietnicę nieba. Kościół stał się uboższy i bliższy ludzi, a potem, jak to w rzeczywistości bosko-ludzkiej znowu wszystko zaczęło się psuć. I znowu pojawiali się kolejni świeci, którzy patrzyli krytycznie na to, co się dzieje – i zaczynali od szalonej miłości do Boga.

Naturalnie, nie wszyscy krytycy są jak św. Franciszek czy św. Teresa z Lisieux. Ale ich słowa i przemyślenia także przyczyniają się do uświęcenia wspólnoty. Jednak skutek ich działań jest o wiele słabszy niż wówczas, gdyby powtórzyli za Matką Teresą z Kalkuty: Kościół jest taki jak ty i ja.