Dzielić się pięknem

b_240_0_16777215_00_images_numery_11_167_2008_ok.jpgDzielić się pięknem
Maria Wilczek

Ta wystawa trwała zaledwie jeden dzień – od niedzielnego świtu do późnych godzin wieczornych, a jednak wiele osób zdołało się nią nacieszyć i zachwycić. W bocznej nawie kościoła św. Stanisława Kostki w Warszawie, którego proboszcz ks. Zygmunt Malacki  zawsze otwarty jest na wszystkie dobre inicjatywy, ustawione zostały plansze z bogatą kolekcją – obrazków sakralnych. Pochodzące z różnych epok, wykonane w różnych technikach – jedne przedstawiały postacie Pana Jezusa, Matki Bożej, świętych, sceny z ich życia, inne, nawiązując do symboliki chrześcijańskiej prezentowały krzyż, hostię, na jeszcze innych wątek religijny splatał się z wątkiem patriotycznym. Obok obrazków z czasów powstań i rozbiorów – obrazki z okresu odzyskanej niepodległości, i zgrzebne a wzruszające, tworzone w czasie okupacji… Niektóre obrazki, zamknięte w prostokątnej formie, wyłaniały się z gładkiego, jasnego tła inne, także owalne okolone były misternym, o motywie kwietnym, koronkowym otokiem. Często brakowało w nim jakiegoś fragmentu, bo czas nie zawsze bywał łaskawy dla tych maleńkich przedmiotów kultu i sztuki.
Na wystawienniczych planszach obok, przeważnie kolorowych awersów – rewersy, na których umieszczone były modlitwy bądź wzruszające dedykacje, pozwalające poznać, z jak wielu okazji obrazki sakralne trafiały do rąk obdarowanych. Ale nie byłoby tej wystawy, gdyby nie –

Kolekcjonerska pasja Marii Parzuchowskiej
Jak się okazało była to już 37. wystawa, którą udało jej się, ku pożytkowi wielu środowisk, zorganizować. Pierwszą urządziła w Brwinowie, w swojej rodzinnej miejscowości w organistówce, tuż przy kościele św. Floriana, właśnie w listopadzie, a goszczono wystawę potem w wielu kościołach, w domach parafialnych, ale i w niektórych szkołach, np. u Sióstr Nazaretanek w Warszawie, kiedyś eksponowana była nawet na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Oczywiście obejmowała ona niewielką zaledwie cześć zbiorów pani Marii, liczących około trzy tysiące egzemplarzy. A kiedy się ta jej pasja narodziła? I niedawno i dawno, te pojęcia są jak wiemy względne. Niedawno, bo przed sześciu zaledwie laty, kiedy przeszła już na emeryturę, pani Maria udała się na pielgrzymkę do Wilna. I to tam, w bocznej nawie katedry przyciągnęła jej wzrok przeszklona gablota, a w niej – małe cuda sprzed wielu lat – piękne święte obrazki, które wywołały niemniejszy jej zachwyt niż znajdujące się obok dzieła sztuki malarskiej i rzeźbiarskiej. Od tamtej pory nieustannie towarzyszyła jej myśl, żeby jeszcze bogatszą kolekcję zgromadzić także u nas – w Polsce. Nie dla siebie jej pragnęła, ale żeby kiedyś pokazywać ją innym, dzielić się pięknem, zwrócić uwagę, może przede wszystkim młodzieży, na te maleńkie, zrodzone z uczuć religijnych znaki przypominające o Bogu, historii, o pięknie i o bliskich, znanych bądź nieznanych ludziach, którzy przekazywali je jako dar serca, upamiętniając w ten sposób ważne dla nich, bądź dla obdarowywanych, wydarzenia.

Wspomnienie z lat dziecinnych
A jakie znaczenie dla pobudzenia religijnej i estetycznej wrażliwości najmłodszych może mieć obrazek sakralny? O tym, że wielkie, pani Maria nie miała nigdy wątpliwości, przechowując w pamięci związane właśnie z maleńkim obrazkiem, wspomnienie z lat dziecinnych. I może to wówczas zrodziła się fascynacja,  która przetrwała w ukryciu, aż do tak późnej pory, odradzając się  prawie równocześnie z odnalezioną po latach przyjaźnią.
Maleńki, misternie zdobiony, święty obrazek pokazała kiedyś małej Marii jej szkolna koleżanka,  nie sądząc pewnie, że wzbudzi on w oglądającej aż tak wielki zachwyt. A wzbudził i od tamtej pory Maria wielokrotnie chciała się cieszyć jego widokiem, wdzięczna, że pozwolono jej potrzymać go przez chwilę w rękach, że mogła o nim rozmawiać… Nie przypuszczała jednak, że wyrażona któregoś dnia nieśmiała prośba, by jej go ofiarowano, powodowana nie do ugaszenia pragnieniem posiadania go na zawsze,  będzie wysłuchana.
A tymczasem… Pani Maria zawsze  pamiętać będzie gest wyciągniętej ręki swej koleżanki i jej słowa, które pewnie nie tak łatwo było jej wypowiedzieć – „Proszę, weź go sobie”. I to z tamtego, należy sądzić, wspomnienia zrodziły się zawarte po latach w książeczce pani Marii refleksje: „Obrazek religijny podarowany często w dzieciństwie, towarzyszy nam przez całe życie. W tym na pozór banalnym momencie obdarowania dzieje się wiele dobra. Ten zwykły gest wyciągniętej ręki z maleńkim świętym obrazkiem w przekazującej go dłoni – do podanej ręki z dłonią otwartą – stanowi symbol szczególny. Upamiętnia nie tylko konkretne zdarzenie, konkretną sytuację, lecz również osobę obdarującą. Zdarzenie to w zupełnie przypadkowy sposób może odegrać znaczącą rolę w życiu obdarowującego i obdarowanego”.
W przypadku pani Marii i jej koleżanki tak właśnie się stało.

Mały obrazek łączy ludzi
Mały obrazek – dar ofiarowany, dar przyjęty, zrodził przyjaźń, która przetrwała potem kilkadziesiąt lat rozłąki, nie tracąc, jak się okazało, nic ze swej intensywności. A niejako nitką Ariadny, która pozwoliła pani Marii odnaleźć po latach bliskość ze swą przyjaciółkę, stał się znów – obrazek sakralny, tym razem jako temat, który dzielna kolekcjonerka postanowiła zgłębić, odwiedzając wiele naukowych bibliotek. W jednej z nich spotkała swą przyjaciółkę, która od tej pory stała się jej przewodnikiem. „Prowadziła mnie za rękę – powie pani Maria – po ścieżkach naukowych dociekań na temat losów obrazka sakralnego, jego artystycznych walorów jego znaczenia w życiu poszczególnych ludzi, rodzin, a tym samym kraju. Ona wskazała mi wiele ważnych książek, na które ja, nie parająca się dotąd pracą naukową ekonomistka, rzuciłam się łapczywie, chcąc przeczytać wszystko, co wiązać by się mogło z pasjonującym mnie obecnie tematem”.
Dzięki tym prywatnym, ale z powagą traktowanym, domowym studiom, pani Maria może zwiedzających kompetentnie oprowadzać po swych zbiorach. A jest obecna na wystawie często po kilkanaście godzin, od chwili jej otwarcia, aż do końca dnia. Nie czuje się jednak zmęczona, raczej podniecona i szczęśliwa, że odkrywa dla innych to, co stanowi temat jej fascynacji. Cieszy ją też fakt, że dzięki obrazkom sakralnym może wskazać rodzicom tak prosty sposób komunikowania się z małymi dziećmi na tematy wiary. Wskazywać dobrą drogę wprowadzającą ich w nurt życia religijnego.
Opowiada też, jak obrazek religijny otwiera ludzi na wspomnienia z dawnych lat, jak chcą się nimi dzielić... Opowiada o młodych, których zdawać by się mogło nie będą interesować obrazki religijne, a w kilku szkołach, np. na ul. Bema, czy Ogrodowej podchodzili podczas przerwy, najpierw w pojedynkę, potem grupkami, przysiadali na podłodze, prosząc – „niech Pani opowiada, niech Pani opowiada…”. I pani Maria snuła dla nich swą opowieść, włączając losy sakralnych obrazków w losy ludzi i całych pokoleń Polaków. Zawsze też padało w takich okolicznościach pytanie –

Skąd tak wielkie zbiory
Zaczęły się one od niewielkiej liczby obrazków wyszukanych w domu rodzinnym, otrzymanych niegdyś od rodziców, dziadków, ciotek…A potem było wydeptywanie dziesiątków ścieżek, do znajomych, którzy chcieli ofiarować swoje zbiory, często byli też księża czy zakonnice, i do nieznajomych, którzy odezwali się po jej ogłoszeniu w „Ofercie”, proponując sprzedaż starych  obrazków religijnych. Były też wędrówki po antykwariatach, targach staroci, przerzucanie setek starych książek, czy pomiędzy ich kartkami jakieś obrazki się nie ukryły… Telefony, listy, kartki… prośby, podziękowania, informacje…zawsze związane z poszukiwaniem maleńkich eksponatów. Zaczęły się też rozmowy i pożyteczne kontakty z ludźmi podobnych pasji. Dzięki informacji z Internetu dotarła do Zamościa i uczestniczyła w zorganizowanej w Szkole Marketingu i Zarządzania wystawie obrazków sakralnych ze zbiorów lekarza neurologa dr. Krzysztofa Wróblewskiego. Nawiązała kontakty z panią Krystyną Przepiórką, która od dziesięciu lat zbiera wizerunki maryjne z Polski i świata. A nade wszystko rozmowy o jej pasji w rodzinnym domu, pasji, którą część domowników zaczęła podzielać. „Nie ma pani pojęcia – powie pani Maria – jak ta moja kolekcjonerska pasja zintegrowała moją rodzinę. I córki i syn pomagają mi w organizowaniu wystaw, mój brat wykonuje sztalugi, bratowa przynosi upieczone ciasto na wystawę, mąż jest nieustannie  moim doradcą. Zaczyna to też być temat rozmów z moimi wnuczkami – 3,5-letnią Julcią i 5-letnią Joanką. Zresztą tyle ludzi okazuje mi życzliwość i nie było by tych wystaw, gdyby nie wolontaryjny trud wielu osób i gdyby nie patronowanie z góry, mocno w to wierzę – Jana Pawła II. A ja, cóż, staram się, bardzo się staram dziękować moją pracą Bogu za tak wiele otrzymanych w życiu łask”.