BOHUSLAV I SUZANNE

b_240_0_16777215_00_images_numery_11_(199)_2011_okl.jpgAndrzej Babuchowski

 

            „Kocham język francuski, jako mowę moich przodków, a według tradycji jestem potomkiem francuskiego żołnierza, który zamieszkał w Czechach w osiemnastym wieku...” - mawiał do swoich synów wybitny poeta chrześcijański (autor kilkunastu zbiorów wierszy), tłumacz, malarz, grafik i wydawca, BOHUSLAV REYNEK (1892-1971). Później okazało się, że jego ród ma hiszpańskich antenatów, którzy na ziemi czeskiej osiedlili się podczas wojny siedmioletniej. Ale dla Bohuslava nie miało to już znaczenia. Jego największą miłością pozostała do końca życia francuszczyzna, francuska kultura, a przede wszystkim... francuska żona, poetka Suzanne Renaud.

            Urodzony 31 maja 1892 roku, jako syn zarządcy ziemskiego majątku w Petrkovie, maleńkiej wioski na Wyżynie Czesko-Morawskiej, Bohuslav typem urody istotnie przypominał Hiszpana, a samo nazwisko jego przodków w pierwotnej wersji brzmiało podobno „Rengo”, co w języku hiszpańskim znaczy „kulawy” lub „zmęczony”. Na zachowanych fotografiach oglądamy przeważnie sędziwego już mężczyznę w grubych okularach, z długimi siwymi włosami, rozczesanymi „artystycznie” na boki, siedzącego przy piecu i zajętego obieraniem kartofli, głaszczącego koty lub wodzącego rylcem po metalowej tabliczce. Ulubionym „azylem” Bohuslava była ogrodowa altanka, w której nocą „szeleściło, chrobotało i bzyczało” wszelkie stworzenie, z myszami, kotami i komarami na czele, ale najpiękniej było za dnia w czasie deszczu, gdy „gęste krople szaleńczo bębniły o dach”. Przetworzone ślady owych wrażeń zmysłowych niejednokrotnie znajdujemy w wierszach „samotnika z Petrkova”.

            Czy rzeczywiście był samotnikiem? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Być samotnikiem niekoniecznie znaczy być „odludkiem”; synowie poety, Jiří i Daniel, twierdzą, że „samotność mu nie przeszkadzała”, o czym świadczy spore grono przyjaciół, także wśród francuskich twórców. Reynek spotykał się z nimi często, jeszcze zanim poznał Suzanne. „Zapomniałem ostatnio – pisze w październiku 1920 roku w liście do Josefa Floriana – przekazać Panu pozdrowienia od Bernanosa. Byliśmy razem w La Salette. Wspominaliśmy Bloya i Pana...” (potem, pod koniec lat dwudziestych, Reynek wspólnie z Janem Čepem przełoży słynną powieść Bernanosa Pod słońcem szatana). Być może określenie „samotnik” ma raczej związek z bezkompromisową postawą moralną i artystyczną Reynka, z jego niezachwianą wiarą i niezgodą na zło, które wówczas zaczęło plenić się na wielką skalę w świecie.

            Przygoda ze sztuką zaczęła się od poezji, a konkretnie od przekładów z języka francuskiego. Decydującą rolę odegrała tu znajomość z Josefem Florianem, niezwykłą, można by dziś powiedzieć, „kultową” postacią życia literackiego Czech w początkach XX wieku, wydawcą i popularyzatorem zachodnioeuropejskiej literatury katolickiej. W prywatnej oficynie Floriana we wsi Stará Říše na Morawach ukazywały się dzieła najwybitniejszych myślicieli i pisarzy ówczesnej epoki. Tam właśnie wydawał Reynek swoje przekłady takich autorów, jak Oskar W. Milosz, Charles Péguy, Paul Claudel, Francis Jammes, Max Jacob, czy Tristan Corbier, a z literatury niemieckojęzycznej zwłaszcza Trakl, Novalis i Rilke. Tam też publikował swoje własne utwory poetyckie. Religijna wiara Reynka przybiera w owym czasie kształt zbliżony do tego, jaki na przełomie XIX i XX wieku lansowali pisarze i filozofowie francuscy, zwłaszcza Leon Bloy, którego koncepcje odnowy katolicyzmu były silnie związane z objawieniami w La Salette i głoszonym wówczas orędziem.

            Na początku lat dwudziestych Bohuslav Reynek zawiera najważniejszą znajomość swego życia. Poszukując  nowych autorów do tłumaczenia, natrafia na tomik młodej francuskiej poetki z Grenoble – SUZANNE RENAUD, zatytułowany Ta vie est là, i postanawia przełożyć jej wiersze na język czeski. Oboje przez kilka lat korespondują ze sobą. Suzanne, córka francuskiego oficera, interesuje się też literaturą angielską, tłumaczy poezje Johna Keatsa. Ma opinię kobiety bardzo eleganckiej, nazywana jest czasami - nie bardzo wiadomo dlaczego – „hiszpańską damą”, mimo że jej matka z pochodzenia była Włoszką (panieńskie nazwisko Tartari). W bezpośrednich kontaktach z ludźmi Suzanne odznacza się ujmującą prostotą i szczerością.

            „Tata pojechał prosić mamę o rękę, a ona zastanawiała się przez dwa lata” – wspominają Jiří i Daniel Reynkowie w książce pt. Kdo chodí tmami (Kto chodzi w ciemnościach), będącej wywiadem-rzeką. Francuska wybranka serca obawia się życia w nowych, nieznanych warunkach.  Bohuslav prosi ją: „Pozostawmy przyszłość otwartą. Módlmy się”. W korespondencji między Bohuslavem a Suzanne nie brak miejsc zabawnych: „Będę teraz miała ucznia w osobie pewnego małego Chińczyka... Byłam niedawno u starego przyjaciela naszej rodziny – notariusza. Myślę, że nie za bardzo wie, jaka jest różnica między Chińczykami a Czechami”. Inni Francuzi z kolei biorą Reynka za polskiego szlachcica: „Czekali, że przyjedzie pan Wołodyjowski. Wszystko znali tylko z literatury, z powieści” – komentują synowie poety.

            Wreszcie 13 marca 1926 roku Bohuslav i Suzanne biorą ślub w kościele św. Józefa w Grenoble. W metryce ślubu imię Bohuslav zostaje zapisane w wersji francuskiej: Timothée, co znaczy to samo, czyli: Ten, który sławi Boga.  Uroczystość jest bardzo skromna. „Mama potem wielokrotnie cytowała moją matkę chrzestną – czytamy w wywiadzie – »Czegoś takiego jeszcze nie widziałam! Ślub z jednym świadkiem i wesele z jednym gigot (udem cielęcym)«”.

            W tym samym roku Reynek wydaje czeskie przekłady wierszy swojej żony w Petrkovie pt. Zde tvůj život (Tu jest twoje życie). W 1928 roku przychodzi na świat pierwszy syn Reynków – Daniel, a przeszło rok później – Jiří.

            „Z mamą rozmawialiśmy po francusku, ponieważ przez długi czas nie mogła nauczyć się czeskiego, z ojcem natomiast – po czesku. Potem jednak mama opanowała ten język i dobrze nas rozumiała, a kiedy musiała coś uściślić, zwracała się z pytaniem do nas. Kiedy byliśmy już starsi i mieliśmy jakieś wątpliwości w kwestii francuszczyzny, to z kolei zwracaliśmy się do niej i bardzo ją to cieszyło”.

            Przez pierwsze dziesięć lat rodzina mieszka na przemian: latem – w Petrkovie, zimą – w Grenoble. Bohuslav, który we francuskim mieście czuje się jednak trochę obco, lubi włóczyć się po jego peryferiach, zapuszcza się w dalsze okolice, przypominające krajobraz Petrkova. Wstaje o trzeciej nad ranem i w ciszy pracuje nad swymi przekładami, a w dzień obserwuje ulicę i przenosi na papier: mansardę, dachy Grenoble, śpiącego kota, śnieżny pejzaż... Samotne wyprawy nie przeszkadzają Reynkowi w rozwijaniu przyjacielskich kontaktów z malarzami i pisarzami, którzy go cenią i podziwiają za to, że z iście słowiańską czułością i nostalgią potrafi oddać ducha francuskiej prowincji. W galeriach Grenoble Reynek bez najmniejszych kłopotów sprzedaje swoje prace.

            „Mama zawsze pod koniec lata nalegała, żeby jechać do Francji – wspominają synowie – podczas gdy tata odkładał ten wyjazd. Na wiosnę było odwrotnie. (…) Mama narzekała, że kiedy w połowie kwietnia przyjeżdża do Petrkova, w ogrodzie jest zaledwie pięć, sześć narcyzów, a w Grenoble kwitną już wtedy glicynie (…) Petrkov to była wolność, przyroda, zwierzęta, koledzy, mnóstwo miejsca, nie jakieś tam zamknięte mieszkanie. W Grenoble mama często miewała wizyty, które bawiły nas dopóty, dopóki nie zjedliśmy ciastek. Francuzi są jednak bardzo rozmowni i odwiedziny nieraz się przeciągały”.

            W połowie 1936 roku Suzanne i Bohuslav jadą do Petrkova na pogrzeb ojca poety i nigdy już do Grenoble nie wrócą. Życie w Petrkovie staje się coraz trudniejsze. Wygasa umowa dzierżawna i czesko-francuska para poetów sama musi się zająć gospodarstwem. W roku 1944 majątek rekwiruje dowództwo SS. Bohuslav zamieszkuje z rodziną u Florianów w Starej Říšy. Wrócą stamtąd po wyzwoleniu w 1945. Trzy lata później następuje w Czechosłowacji komunistyczny pucz i zaczynają się nowe kłopoty. Komuniści pozostawiają Reynkom tylko dom i malutki skrawek ogrodu. Całą resztę przejmuje spółdzielnia produkcyjna. Suzanne do końca życia nie zobaczy już swojego Grenoble. Poświęci się zajęciom domowym i wychowaniu dzieci. Lubi gotować, choć w sprawach kulinarnych jest wybredna: „Mama przyrządzała francuskie potrawy. Czeskie jedzenie zupełnie jej nie wychodziło, a tę najprostszą wiejską kuchnię uważała za barbarzyńską”. Mimo codziennego zabiegania Suzanne znajduje czas na sprawy duchowe. Synowie widują ją często z różańcem w ręku.

            Przed wojną, oprócz wspomnianego tomiku Suzanne Renuad Zde je tvůj život, ukazał się w czeskim przekładzie poemat Suzanne Renaud - Křídla z popela (tytuł oryginału Ailes de cendre), ozdobiony grafiką męża-tłumacza. Po wojnie, do 1948 roku, Suzanne drukuje wiersze i artykuły w czeskich czasopismach. Jej poezją zachwyca się wybitny czeski krytyk literacki i wydawca Jan Strakoš.  Suzanne doczekała się wydania swoich wierszy w edycji Magnificat w roku 1946: Dveře v přítmíLa porte grise, natomiast francuskiego wydania poematu z jego czeskim przekładem Mezi psem a vlkemEntre chien et loup – już nie. Pisze więc wiersze, które światło dzienne ujrzą dopiero po jej śmierci. Żyjąc ponad dwadzieścia lat „za żelazną kurtyną”, z godnością przyjmuje swój los. Umiera w roku 1964 i zostaje pochowana w miejscowości Svatý Křîž, niedaleko Petrkova. Bohuslav, podobnie jak Suzanne, przez cały okres komuny nie przejmuje się zakazem publikacji, nadal pracuje twórczo i to ze szczególną intensywnością, chociaż „do szuflady”. Nie użala się. Wie, że komuniści i tak postąpili z nim o wiele łagodniej niż z dziesiątkami wybitnych czeskich intelektualistów, których w tamtym czasie skazywali na długoletnie więzienie. Przynajmniej pozwolono mu na hodowanie kozy i paru owiec.

            „Dojenie kózki ma w sobie coś z poezji... – pisał w liście z 22 września 1951 roku do jednego ze swych francuskich przyjaciół – Człowiek pochyla się... Opiera czoło na jej brzuchu... Czarny kamyk jej wymienia staje się łagodny jak obłoczek i wypuszcza świetliste promienie mleka. Mleka, które się pieni, kipi, opada. A koza czeka i oblizuje ci szyję łapczywym, gorącym językiem”.

            Kiedy jesienią 1971 roku Bohuslav Reynek opuścił ziemski padół, na pogrzeb do maleńkiego Petrkova przybyło kilka tysięcy osób, wśród których znalazły się najwybitniejsze postaci ówczesnego podziemia kulturalnego Czechosłowacji, z późniejszym prezydentem Václavem Havlem na czele. Nie trzeba dodawać, że w czasach husakowskiej „normalizacji” tego rodzaju manifestacja wymagała sporo odwagi. Dziś w wolnej Republice Czeskiej twórczość poetycka i plastyczna Reynka przeżywa prawdziwy renesans, a on sam uważany jest za jednego z najbardziej nietuzinkowych artystów czeskich XX wieku. Dodajmy: niemała w tym zasługa jego francuskiej żony Suzanne, obok której spoczywa na wiejskim  cmentarzu