Matka Polskich Harcerzy

b_240_0_16777215_00_images_numery_6_(195)_2011_okl.jpgMatka Polskich Harcerzy

Maria Żmigrodzka

 

Godna podziwu, miłości, szacunku i pamięci. Długim, pracowitym życiem do końca swoich dni służyła niestrudzenie Bogu, Polsce i każdemu człowiekowi. Była matką Janka Bytnara, „Rudego,” bohatera „Kamieni na szaniec”, który – aresztowany przez gestapo 23 marca 1943 roku – został odbity 26 marca przez przyjaciół z Szarych Szeregów w akcji pod Arsenałem. Zmasakrowany, wskutek nieodwracalnych skutków katowania, pomimo wysiłku ratujących go lekarzy, zmarł 30 marca 1943 r. i spoczął na Powązkach 2 kwietnia.

 

Zdzisława z Rechulów Bytnarowa, nazwana Matulą i Matką Polskich Harcerzy, urodziła się w Kolbuszowej na Rzeszowszczyźnie 2 marca 1901 r. w niezamożnej, wieloosobowej rodzinie. O własnych siłach zdobywała wykształcenie, ucząc się najpierw w swojej miejscowości, potem w Mielcu i w Krakowie, gdzie zdała maturę. Tam w 1919 r. uzyskała kwalifikacje nauczycielskie na Pedagogium Henryka Rowida, założonym przez tego naukowca i społecznika, współtwórcę Związku Nauczycielstwa Ludowego (1905), wykładowcę psychologii, pedagogiki i historii. Znajomość ze studiującym również w tej uczelni Stanisławem Bytnarem – legionistą odznaczonym Krzyżem Niepodległości, wtedy jeszcze inwalidą chodzącym o kuli, rannym w bitwie pod Krzywopłotami – została uwieńczona wzajemnym gorącym uczuciem i szczęśliwym małżeństwem, zawartym w sierpniu 1920 r. Przez kilka lat młodzi w bardzo trudnych warunkach bytowych uczyli w różnych wiejskich szkołach Kielecczyzny. W tym czasie na świat przyszło kolejno dwoje dzieci: Janek (1921) i Danusia zwana Dusią (1924). „I głodno było, i chłodno, ale szczęśliwie” – ocenia ten okres Matula. O pracy męża powiedziała: „Niósł nie kaganek oświaty, ale żagiew płonącą!” Dalsze swe losy związali z Warszawą, gdzie oboje ukończyli Instytut Pedagogiki Specjalnej, prowadzony przez prof. Marię Grzegorzewską. Czasowo zamieszkali w Piastowie, a od 1931 r. w stolicy przy alei Niepodległości 159. Widok z tarasu VI piętra na Pole Mokotowskie, gdzie odbywały się ciekawe imprezy i uroczystości, szczególnie cieszył dzieci. Każdy z małżonków objął wkrótce kierownictwo wskazanej przez władze oświatowe szkoły. Szczerze kochali swą pracę, a harmonijne życie rodzinne dostarczało wiele radości. Janek uczył się w znakomitym Gimnazjum im. Stefana Batorego, gdzie zdał egzamin dojrzałości w 1939 r. Był świetnym uczniem i zapalonym harcerzem XXIII Warszawskiej Drużyny Harcerskiej, „Pomarańczarni”, tak określanej od koloru noszonych przez nią chust. Zdobywał sprawności i stopnie, jeździł na obozy, wytrwale uprawiał turystykę i sport, co pomimo wrodzonej, słabej kondycji fizycznej, pozwoliło mu w wieku młodzieńczym osiągnąć dużą odporność i pełnię sił. Podobnie działała Dusia, harcerka „Białej Czternastki” przy Gimnazjum Królowej Jadwigi.

Wszystko zmieniła wojna. Janek, oprócz podjętych na politechnice tajnych studiów, szkoleń i zajęć w konspiracji, pomagał rodzinie w zdobywaniu niezbędnych środków materialnych. Wspólnie z Tadeuszem Zawadzkim „Zośką” woził barką owoce, smażył i sprzedawał marmoladę, szklił z „Alkiem,” Maciejem Aleksym Dawidowskim okna w szkołach, nawet w warunkach 30 stopni mrozu; dawał korepetycje, zarabiał też kreśleniem arkuszy technicznych, dużo czytał, planował przemiany w wolnej Polsce.

Podczas najścia gestapo na dom państwa Bytnarów matka i siostra „Rudego” były nieobecne, dzięki czemu uniknęły aresztowania. Odtąd Dusia, uczestniczka Małego Sabotażu, ukrywała się pod zmienionym nazwiskiem jako Barbara Barańska, pracując w ogrodnictwie pod Jędrzejowem. Z polecenia wywiadu AK śledziła rodzaje transportów niemieckich, przekazując meldunki do centrali. Po rewizji w domu gospodarza, zagrożona ujawnieniem, zamieszkała w pobliskiej leśniczówce, pisząc na maszynie potrzebne partyzantom rozkazy i meldunki. Matka nie mogła być na pogrzebie syna; gestapo jej ciągle szukało. Grób odwiedziła dopiero wieczorem, zaprowadzona i strzeżona przez kolegów „Rudego”.

Ojciec Janka, Stanisław Bytnar, przebywał najpierw na Pawiaku, potem dwa lata jako nr 121389 w Auschwitz, do momentu ewakuacji. W lagrze emanował dzielnością; opiekował się każdym, kto tego potrzebował, o czym ze wzruszeniem wspominali obozowi towarzysze. „Umarł na moich rękach, kiedy gnano nas z Oświęcimia. Nie mogłem nawet go pochować” – powiedział rodzinie Leszek Sobczak, współwięzień, dawny uczeń, kiedyś wódz zuchowy, potem żołnierz AK.

Matula podczas powstania działała w „Pasiece” – głównej kwaterze konspiracyjnych Szarych Szeregów – kierując cywilną pocztą Śródmieścia. Po kapitulacji już jako podporucznik wraz z dowództwem Okręgu Warszawskiego AK, dostała się do niemieckiej niewoli. Przeszła przez jenieckie obozy w Fallingsbostel, Bergen-Belsen i Molsdorfie, gdzie osadzono grupę pań, oficerów Wojskowej Służby Kobiet. Doznała tam kontuzji prawego barku, powodującej unieruchomienie ręki. Do Polski wróciła 15 sierpnia 1945 r. Ze wzruszeniem wspomina obraz leżącej w gruzach Warszawy i swój pierwszy pobyt na Powązkach, dokąd zmierzała pieszo, bo żadna komunikacja jeszcze nie istniała. Pisze o tym następująco: „Obok mogiły Jasia wyrosły groby najbliższych mu

druhów, wśród nich Tadeusza Zawadzkiego »Zośki«. Wszystko było wymoszczone ciepłem słońca i nadzieją pierwszego wolnego września. Gdzieś wśród bujnie rozrosłej zieleni cykały świerszcze, przelatywało w ciszy dostojnej babie lato. Milczałam bólem i łączyłam się z chłopcami rozmiarami serca. Łzy tylko kapały, ciekły”.

Gdy zgłosiła się do pracy, Inspektorat Szkolny zatrudnił ją od 1 grudnia 1945 r. na stanowisku radcy w referacie kształcenia specjalnego Ministerstwa Zdrowia, a potem wizytatora szkół dla dzieci przewlekle chorych w sanatoriach, prewentoriach i domach opieki. Po dwunastu latach, zmęczona koniecznym podróżowaniem po całym kraju, ze względu na słabe zdrowie przeszła na emeryturę. Kolejne cztery dziesięciolecia swego długiego życia  wypełniła pracą dla młodzieży harcerskiej oraz upowszechnianiem szaroszeregowych ideałów. Wygłaszała dziesiątki odczytów, wykładów, uczestniczyła w spotkaniach, brała też udział w dorocznych apelach pod Arsenałem w uroczystościach nadawania szkołom i drużynom imienia Janka Bytnara „Rudego” lub innych godnych pamięci bohaterów. Mieszkając przez kilka lat w Mielcu – gdzie otrzymała zaszczytny tytuł Matki Polskich Harcerzy, od razu przyjęty w całej Polsce – przed wejściem do swego domu umieściła napis: „Drzwi otwarte”. Urządzała dla przyjaciół wigilijne wieczerze, przyjmowała chętnie każdego, zawsze też dzieląc się ze wszystkimi, czym tylko mogła. Odpowiadała na niezliczone listy, zabiegając o kolejne wydania wspomnieniowych i patriotycznych tekstów. Skromna, pracowita, serdeczna, wspierała modlitwą i czynem inne zbolałe serca, zranione uwięzieniem lub śmiercią swoich dzieci. Tak było w przypadku Emilii Magurowej, opłakującej rozstrzelanych przez Niemców dwóch synów, członków Szarych Szeregów czy Barbary Sadowskiej, matki Grzegorza Przemyka, zamordowanego przez milicję.

W 1985 r. Zdzisława Bytnarowa, na prośbę hm. Janusza Krężela z Mielca, współpracującego z nią od lat biografa polskiego harcerstwa, inicjatora wydań „Kamieni na szaniec”, napisała życiorys „Rudego”, określając swoją pracę jako „Materiały do biogramu hm Jana Bytnara”. Wykonawca jej woli, kiedy już było to możliwe, ogłosił wspomnienia drukiem, pod tytułem:„Pamiętnik matki” (1997), wzbogacając edycję zestawem przypisów oraz unikatowych ilustracji i zdjęć.

Opowieść otwiera sentencja, życiowy drogowskaz bohatera:

„Ci, co się ponad czas i miejsce ducha swego wzbili,

mogą czucia wieczności doznać każdej chwili”.

Krótki wstęp to tylko dwa zdania: „Nosił płomienną miłość Ojczyzny w sercu, dla niej żył, uczył się, działał, walczył o Jej honor i dla Niej poniósł męczeńską śmierć. Umierając był bardzo szczęśliwy”.

Matka Polskich Harcerzy ostatnie lata spędziła pod troskliwą opieką córki w Warszawie, mieszkając w tym samym domu przy Al. Niepodległości, skąd w 1943 r. gestapo wyprowadziło na zawsze Janka i Stanisława Bytnarów.

Doczekała wolnej Polski i uznania dla chwalebnej przeszłości miłującej Ojczyznę młodzieży. Także dla osobistych poczynań swego długiego życia. Otrzymała wiele dowodów uznania, m.in.: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złotą Odznakę Związku Nauczycielstwa Polskiego, Medal dla Zasłużonej Matki, Krzyż Powstańczy, Złotą Odznakę Spółdzielczości (jako przewodnicząca przez 30 lat Komisji Pracy Kobiet w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej), Złoty Krzyż Zasługi – i Medal Serca „za szerzenie ideałów braterstwa i służby.” Odeszła na wieczną wartę 13 sierpnia 1994 r., pół wieku po warszawskim zrywie powstańczym, przeżywszy lat 93. Pochowano ją pośród białych krzyży w kwaterze Batalionu „Zośka”, nieopodal grobu syna i bohaterskich żołnierzy powstania.

Na pogrzeb przyjechali harcerze wszystkich pokoleń z całej Polski, przerywając obozy i wakacje. W hołdzie pochylonych sztandarów, żegnali ją modlitwą i wierszem Słowackiego:

„W ciemnościach postać mi stoi matczyna/ niby idąca ku tęczowej bramie. /Jej odwrócona twarz patrzy przez ramię / I w oczach widać, że patrzy na syna”.

 

 

Opracowano, korzystając z książek: B. Wachowicz „Rudy, Alek, Zośka” t. III

oraz J. Krężela „Pamiętnik Matki”