Maryjo, chroń cywilizację życia i miłości

Maryjo, chroń cywilizację życia i miłości

 

O peregrynacji "Od oceanu do oceanu" kopii cudownego obrazu Matki Bożej, z Ewą Henryką Kowalewską, koordynatorem tego zamierzenia na terenie Europy, Prezesem Human Life International – Polska,  rozmawia Maria Wilczek

 

 

Peregrynacja kopii cudownego Obrazu Maryi jasnogórskiej przez 23 kraje, trasą wynoszącą ponad 18 tys. km. to wielkie wydarzenie ostatniego roku. Zechciej Ewo, powiedzieć nam, jako współautorka tej inicjatywy, co stało się impulsem do jej podjęcia?

– Obecnie (razem z dojazdem z Częstochowy do Władywostoku) przez Rosję, Białoruś, Ukrainę, Łotwę, Litwę, Polskę, Czechy i Słowację Matka Boża w ikonie częstochowskiej przejechała już ok. 30 tys. km. Znacznie więcej niż na początku planowaliśmy, a jeszcze długa droga przed nami.

Pierwszym impulsem była myśl, aby podarować prawosławnemu ruchowi pro-life w Rosji kopię Ikony częstochowskiej. Było to w roku 2000. Wtedy to po raz pierwszy spotkałam się z informacją na temat proroctwa wielkiego świętego prawosławia o. Serafina Sarowskiego, eremity żyjącego pod koniec XIX wieku, który przepowiedział, że jeśli Rosja nie wróci do Boga, spłynie rzeką krwi, ale później będzie czas na odnowienie wiary. Aby mogło się to stać, trzeba się modlić za Rosję przed ikoną częstochowską. Bardzo mnie to poruszyło. On to powiedział znacznie wcześniej niż Matka Boża w Fatimie. Kopia ikony powstawała bardzo powoli przez wiele lat z zachowaniem tradycyjnej metody jej wykonania temperą żółtkową przy wykorzystaniu barwników naturalnych i złota. I nie było żadnych planów, co dalej.

W ubiegłym roku podczas kongresu pro-life w Astanie, stolicy Kazachstanu, nasi rosyjscy przyjaciele, z którymi współpracujemy już ponad 20 lat, zaproponowali, żeby przewieźć tę ikonę przez całą prawosławną Rosję, zaczynając od Władywostoku, czyli od wybrzeża Oceanu Spokojnego. Ze Wschodu na Zachód. Nigdy nawet o tym nie marzyłam! Ale trzeba było określić dokąd pojedziemy. I znowu to prawosławni liderzy zaproponowali, aby przewieźć Ją przez kraje Europy Zachodniej. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że jest to możliwe, gdyż w każdym kraju działa ruch pro-life, a liderzy mają ze sobą dobry kontakt. Jesteśmy jak jedna wielka rodzina. Dla mnie było oczywiste, że powinniśmy dojechać do Fatimy i w ten sposób pojawił się drugi ocean, tym razem Atlantycki. W sprawie tej peregrynacji wiele pomysłów, idei i faktów schodziło się razem w zadziwiający sposób. Ja w takie przypadki nie wierzę. Widocznie Matka Boża chce przejechać przez świat w obronie cywilizacji życia. My tylko Jej w tym pomagamy.

To stara chrześcijańska tradycja, aby  z modlitwą przenieść ikonę linią frontu, tam gdzie ludzkie życie jest najbardziej zagrożone. Tak jak w Starym Testamencie noszono Arkę Przymierza. Maryja jest nazywana właśnie „Arką Przymierza” i my ją przeniesiemy linią frontu największej współczesnej bitwy o życie.

 

W kontekście tej peregrynacji warto przywołać prorocze, jak teraz widzimy, słowa ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego, wypowiedziane podczas wędrówki kopii Obrazu Matki Bożej po Polsce w czasach tak dla niej dramatycznych...

– Dobrze pamiętam, jak to było, gdy ikona częstochowska peregrynowała po Polsce w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Wiem, jak bardzo Matka Boża wzmocniła wiarę w Polsce. Nie wiedziałam jednak, że kard. Stefan Wyszyński proroczo przepowiedział peregrynację Ikony przez kraje Wschodu i przez cały świat. (…) Pójdziemy z Tobą, Matko, na Daleki Wschód, za granicę naszej ojczyzny, do krajów udręczonych: Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy, Kaukazu, Rumunii, Bułgarii, Czech, Węgier (…) Przecież te wszystkie narody zwą Cię Błogosławioną (…) [Apel Jasnogórski 27.07 1976 r.] Dowiedziałam się o tym dopiero w Częstochowie w czasie poświęcenia i przyłożenia kopii ikony do oryginału. To jeszcze jeden znak. Gdy rozpoczęłam starania na Jasnej Górze o poświęcenie i przyłożenie kopii, wpisałam się do księgi modlitw za wstawiennictwem Sł. Bożego kard. Stefana Wyszyńskiego w domu poświęconym jego pamięci. Zadanie to nie było ani łatwe, ani proste. W ciągu miesiąca wszystko zostało załatwione! Tutaj trzeba zwrócić uwagę, że ta peregrynacja jest inicjatywą świeckich obrońców życia, którzy idą do swoich biskupów, prosząc o błogosławieństwo i to ma dzisiaj duże znaczenie społeczne. Przed Ikoną Matki Bożej staje cały Kościół – i świeccy, i kapłani – zjednoczony w wielkim wołaniu o ochronę życia.

 

Dzień 28 stycznia 2012 roku, kiedy to liderzy ruchów obrony życia z 18 krajów złożyli przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej - Akt powierzenia Maryi ochronę życia i miłości, uznać chyba można za oficjalny początek tego wielkiego zamierzenia?

– Tak. Generał zakonu paulinów O. Izydor Matuszewski OSPPE od razu poparł ten projekt. O. Roman Majewski OSPPE napisał list z prośbą o przyjęcie ikony w różnych krajach. Kopia przeznaczona do peregrynacji „Od oceanu do oceanu” została poświęcona przez abpa Stanisława Nowaka, a przede wszystkim przyłożona do oryginału, co jest najważniejsze dla Kościoła prawosławnego.

Obecnie do Międzynarodowego Komitetu należą przywódcy obrony życia z 24 krajów. Ikona przejechała już cały Wschód, ale przed nią droga przez najbardziej obecnie zsekularyzowane kraje zachodniej Europy. Tu muszę jednak zaznaczyć, że np. Czechy, kraj uznawany obecnie za najbardziej zateizowany w Europie, przyjął Matkę Boża bardzo serdecznie i z dużym zaangażowaniem. Wyjęli nawet ze skarbca Wacława relikwie św. Łukasza, ewangelisty, lekarza i ikonopisarza, uznawanego za autora pierwszych na świecie ikon, do których należy również ikona częstochowska, aby mogli się „spotkać po latach”.

 

 

Towarzyszyłaś Ewo na wielu odcinkach wędrującej kopii jasnogórskiego ikony Matki Bożej, jak była przyjmowana przez ludzi różnych krajów, przez społeczności lokalne i co szczególnie Ciebie poruszyło podczas tej peregrynacji?

– Przede wszystkim ta peregrynacja, tak na logikę, w ogóle nie powinna być możliwa. A to się dzieje na naszych oczach! Poruszamy bardzo trudne tematy, związane z ochroną ludzkiego życia, ale Matka Boża uczy nas, w jaki sposób robić to z miłością i pozytywnie. Przejechaliśmy kawał świata i nigdzie nie było żadnej agresji, odrzucenia czy niezadowolenia. Raczej wzruszenie i łzy. Matka Boża leczy nasze poranienia. Na Białorusi kolega, który woził ikonę swoim samochodem opowiadał, że będąc niewidzialny we wnętrzu samochodu kilka razy słyszał, jak kobiety głośno rozmawiały z Matką Bożą. „Mateńko przebacz, zabiłam swoje dziecko…”. Wiemy, ile aborcji było i jest na Wschodzie i jak bardzo są tam poranione matki.

Na spotkanie z Maryją przychodzi mnóstwo ludzi. To zaczyna być już zabawne, gdy w kolejnych miastach i krajach organizatorzy martwią się, że kościół będzie pusty, bo to przecież lato, upały, pora urlopów, weekendy lub godziny pracy w dni powszednie. Tymczasem wszędzie są tłumy. Ludzie są bardzo wzruszeni, modlą się, płaczą, rzucają kwiaty. W Polsce w wielu mniejszych miejscowościach,  gdzie nie mogliśmy stanąć, na ulice wyszli chyba wszyscy mieszkańcy. Ludzie klękają przy drodze, robią znak krzyża, machają flagami – dają świadectwo swojej wiary. I o to właśnie prosi nas Matka Boża. To pokazuje, że Kościół jest żywy, chociaż w liberalnych mediach już go pogrzebano. W tym roku Kościół obchodzi Rok Wiary, peregrynacja znakomicie się w niego wpisuje.

Wszyscy zgodnie w kolejnych krajach twierdzą, że takiej kampanii pro-life nigdy nie mieliśmy. Pan Bóg lubi, gdy wielu ludzi modli się razem, ufamy, że da nam łaskę, abyśmy ochronili cywilizację życia i miłości.

 

 

Dziękując Ci, Ewo, za rozmowę, dziękuje także, w imieniu szerokiego grona czytelniczek, a wszystkim organizatorom tego "historycznego wydarzenia" życzę, by udało im się też zorganizować w przyszłości peregrynacje kopii cudownego obrazu i przez inne jeszcze kontynenty.

 

Polecamy stronę: www.odoceanudooceanu.pl

RODZICIELSTWO BLISKOŚCI

RODZICIELSTWO BLISKOŚCI

Miriam Nowak


Kobieta rodzi dziecko, wracają razem do domu z bagażem doświadczeń okołoporodowych. Jedno jest pewne – będą musieli jeszcze wiele się nauczyć. Noworodek oswaja się ze światem, rodzice z nową sytuacją. Nieraz zaopatrzeni są w przeróżne „instrukcje obsługi” dziecka, a przecież natura wyposażyła nas kompletnie. Mamy wszystko, czego trzeba, jeśli tylko ze skupieniem sięgniemy do swojego wnętrza po tę uzdrawiającą wiedzę. Dziś nazywa się to Rodzicielstwem Bliskości. Ten termin (ang. attachment parenting) wymyślił amerykański pediatra William Sears, a swoją ideę zawarł w siedmiu zaleceniach.


1. Nawiąż więź uczuciową ze swoim dzieckiem już w czasie ciąży, przygotuj się do porodu i rodzicielstwa
Ważne jest, by świadomie przeżywać swoje życie, zwłaszcza gdy stajemy się odpowiedzialne za nową istotę. Poród odgrywa znaczącą rolę we wchodzeniu w macierzyństwo, w jakość pierwszej relacji z dzieckiem. Im bardziej kobieta świadomie uczestniczy w narodzinach swojego maleństwa, jest na nim i na sobie skupiona, a nikt ani nic nie zakłóca jej układu hormonalnego – tym więcej w niej pokoju, a przede wszystkim hormonów niezbędnych do wszechogarniającej miłości, jak i napływu pokarmu.


2. Karm z miłością i szacunkiem
Zarówno piersią, jak i butelką, a później kaszkami, zupkami, warzywami itd. Wtedy, gdy dziecko potrzebuje, a nie z zegarkiem w ręce. Podczas karmienia niemowlęcia, między nim a matką wytwarza się niezwykła więź. Warto zwrócić uwagę na te chwile, podziwiać małego łasucha. Starszych dzieci to również dotyczy – trzeba uszanować ich smaki, pojemność żołądka, pamiętać o zdrowej, zbilansowanej diecie.
   
3. Zapewnij odżywczy dotyk
Dziecko przychodzi na świat z kilkoma podstawowymi potrzebami – pożywienia, snu, bliskości. Właściwie jest to przedłużenie okresu prenatalnego. Która młoda mama nie słyszała rady: „Nie noś, bo się przyzwyczai”? Bez obaw, ono już jest przyzwyczajone, od kiedy tylko jego aparat słuchowy zaczął działać, nieprzerwanie towarzyszyło mu bicie serca mamy.
Warto nosić dzieci. Bliskość z maleństwem, jego błogi sen, to cenne chwile zatrzymania się w zabieganym życiu. To ogromnie ważne momenty tworzenia się nierozerwalnej więzi między matką i dzieckiem. Nie bez znaczenia jest odpowiedź na pytanie: „W czym nosić”. Najzdrowiej – w chuście (a później również w nosidłach miękkich). To w nich dziecko przyjmuje fizjologiczną pozycję żabki, kiedy to kolanka znajdują się powyżej pupy, a kręgosłup jest zaokrąglony; ciężar ciała „noszeniaka” rozkłada się równomiernie dzięki specjalnym splotom, co z kolei jest najzdrowszym rozwiązaniem dla noszącego. Opanowanie techniki wiązania chusty zajmuje naprawdę niewiele czasu! Jest wiele rodzajów chust, jeszcze więcej producentów. Warto wcześniej poznać podstawowe różnice, wiedzieć na co zwracać uwagę. Chusty nie należą do najtańszych – nowe, dobre jakościowo chusty tkane można dostać od 189 zł, łatwo dostępne są również używane; swoją po zakończeniu noszenia również można podać dalej! Nosidełka sztywne kuszą ceną, szybkością włożenia dziecka. Jednak dziecko nie jest w takim nosidle stabilne, zwisa, ciężar jego ciała opiera się na genitaliach, kręgosłup nienaturalnie się prostuje, zaś noszący dźwiga jedynie na ramionach.


4. Zapewnij bezpieczny sen, pod względem fizycznym i emocjonalnym
Najczęściej oznacza to wspólne spanie z dzieckiem w jednym, odpowiednio dużym łóżku lub z dziecięcym łóżeczkiem przystawionym do swojego – byle być blisko, wzajemnie się słyszeć i reagować na sygnały oraz znaki czuciowe. Niemowlę czuje się bezpiecznie, będąc przy rodzicach, to oczywiste. Jego sen jest spokojniejszy. Karmiąca matka nie wybudza się zupełnie, dzięki czemu rano jest wyspana. Naturalnie należy zachować wówczas kilka podstawowych zasad bezpieczeństwa, takich jak: niespożywanie alkoholu i innych używek (w tym palenia papierosów), unikanie miękkich materacy, kanap i poduszek, w które dziecko mogłoby się zapaść, uważać na ustawienie łóżka względem ściany (brak odstępu).
Jedną z metod najbardziej przerażających mnie, jako matkę, jest „trening samodzielnego zasypiania”. Mózg rodzącego się człowieka jest bardzo mało rozwinięty. Sporo miesięcy minie, nim będzie mógł pojąć różne zależności pomiędzy swoim zachowaniem a reakcją innych. Nie ma mowy z jego strony o wymuszaniu, manipulowaniu – noworodek czy nawet kilkunastomiesięczne dziecko jest na to po prostu za mały, jego mózg nie jest odpowiednio rozwinięty. Małe dzieci działają według swoich potrzeb i instynktu (dlatego tak silny jest u nich „stres spowodowany rozłąką”). Niemowlę pozostawiane samo w łóżeczku i zapłakujące się, będzie przerażone, mózg poddany będzie działaniu hormonów stresu (kortyzol, adrenalina), nauczy się jedynie tego, że nie może liczyć na pomoc najbliższych; że musi sobie radzić samo. Mózg to zakoduje, a konsekwencje wyjdą sporo później.


5. Reaguj z wrażliwością
Wiedząc, że to, co przeżywa dziecko jest prawdziwe, potrafimy je zrozumieć. Empatia jest jednym z najcenniejszych darów, jakie mamy (jak napisały A. Faber i E.Mazlish: „Nic nie zastąpi Twojej wrażliwości”). Będąc wrażliwym na uczucia i emocje dziecka, od pierwszych miesięcy poznajemy je, trwamy przy nim w każdej sytuacji, reagujemy tym samym na jego emocje i uczymy się, jak sobie z nim radzić. Gdy dziecko płacze, to cierpi, nawet jeśli dorosłym wydaje się to niedorzeczne. Stwierdzenie – „nic się nie stało” nie ukoi bólu, a –  „przestań się mazgaić” może zaostrzyć sytuację. Zaś „kilka słów zrozumienia może ukoić nawet najbardziej wzburzone uczucia” (A. Faber, E. Mazlish „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”). Dzieci rozumiane, które mogą czuć to, co czują (sic!), lepiej poznają same siebie, otaczający świat, wypracowują adekwatne reakcje.
 
6. Praktykuj pozytywną dyscyplinę, wystrzegaj się tresowania
Przede wszystkim chodzi o to, by utworzyć z dzieckiem więź. Będzie ona wyznacznikiem dalszego postępowania, również w trudniejszych sytuacjach. Wczuwanie się w potrzeby malca, znajomość poszczególnych etapów jego rozwoju, jak i dziecięcej psychiki, pozwala na obiektywne ocenianie zachowania, stawienie rozsądnych granic, umożliwianie doświadczenia naturalnej konsekwencji i wreszcie stawianie adekwatnych do wieku i rozwoju wymagań. Warto doceniać przede wszystkim dobre i oczekiwane zachowania. To odpowiednio ukierunkuje małego człowieka. Dobrze jest pamiętać, że dzieci z natury nie robią celowo na złość; czasem po prostu nie potrafią dostosować się do sytuacji, czasem też jego potrzeby są lekceważone, a ono na różne sposoby będzie dawało o tym znać. Jeśli jednak nie sprosta naszym wymaganiom, istnieją sposoby łagodnego wyjścia z sytuacji, ograniczenia rodzicielskiej złości i frustracji; a dziecku, przynoszące możliwie najskuteczniejsze nauki na przyszłość. Więcej o tych zjawiskach znajdziemy w wyżej wspomnianej książce.


7. Dąż do równowagi w życiu osobistym i rodzinnym
Warto pamiętać, jak bardzo ważna jest równowaga; jak karkołomna jest wszelka skrajność. Bardzo prawdziwe są słowa: „Na wszystko jest w życiu pora”. Na pracę i odpoczynek. Skupienie się na dzieciach, na małżeństwie, ale też na samej sobie. Bycie wśród ludzi i chwile samotności.
Pielęgnowana równowaga wprowadza harmonię, pozwala dobrze radzić sobie ze swoimi emocjami, budzi satysfakcję i pełniejsze angażowanie się w podejmowane przedsięwzięcia – pracę zawodową, zajmowanie się dziećmi, domowe obowiązki, relaksujące czynności itd.
Równowaga w życiu rodzinnym to również dbanie o każdego członka rodziny. Ani dziecko nie jest w centrum, ani też rodzice nie są na piedestale. Każdy członek rodziny jest ważny.


William Sears podkreśla, że nie są to sztywne reguły, a raczej wskazówki. Przede wszystkim chodzi o podejście – do rodzicielstwa, wychowania, do dzieci. Agnieszka Stein, która niedawno wydała pierwszą polską książkę o Rodzicielstwie Bliskości pt. „Dziecko z bliska”, mówi, że podstawowym zadaniem rodziców jest „nie przeszkadzać”, a równocześnie być, towarzyszyć pociechom z całą swoją spokojną miłością.
Oczywiste jest, że attachment parenting to rodzicielstwo bez przemocy – fizycznej, psychicznej, słownej. Przemoc, władcze panowanie nad słabszymi, zastraszanie itd. wyklucza nawiązanie bliskiej więzi, relacji, uważne towarzyszenie dziecku, zachowywanie równowagi również w swoim, dorosłym życiu.
Gdybym miała wybrać jedno słowo, które obrazuje ducha idei Rodzicielstwa Bliskości, byłby to SZACUNEK. Dzieci są bezbronne, a my, dorośli, często to wykorzystujemy, nawet nieświadomie. Tymczasem mały człowiek również (a raczej tym bardziej!) potrzebuje szacunku. Dla jego potrzeb, trudności, ograniczeń, rytmu. Mały człowiek potrzebuje spokojnej miłości, która pozwoli mu odnajdywać się w świecie; obudzi jego pewność siebie, poczucie wartości, pokaże co znaczy „kochać”. I wreszcie potrzebuje, jak każdy z nas – akceptacji.


Warto zajrzeć na strony:
www.przytulmniemamo.pl, dzikiedzieci.pl, wswieciezyrafy.blogspot.com, dziecisawazne.pl
Warto przeczytać:
„Dziecko z bliska” A. Stein, „W głębi kontinuum” J. Lidloff, „Mądrzy rodzice” M. Sunderland, pozycje Searsa, Juula, Faber&Mazlish, „Poradnik dla zielonych rodziców” M. Targosz i R. Jusis. Tak na dobry początek…

 

Stroje kobiety dojrzałej

Stroje kobiety dojrzałej

 

W XX w. kobieta dojrzała znalazła się poza głównym nurtem zainteresowań słynnych projektantów mody. Było to w pewnym sensie „pójście na łatwiznę”, na młodej modelce niemal wszystko prezentuje się wyśmienicie, każda banalna szmatka udrapowana na dziewczęcych figurach zyskuje na wyrazie i urodzie.

Fascynacja młodością sprawia, że ludzie metrykalnie całkiem dojrzali, strojem i sposobem bycia, starają się naśladować młodzież. „Uparta młodość” stała się modna. Nie wydaje się jednak, żeby to była właściwa droga. Próby ścigania się z młodszym pokoleniem są nierozsądne i z góry skazane na porażkę. Wiek dojrzały ma własną specyfikę, a także ograniczenia, których nie można lekceważyć.

Sztuka ubierania się jest trudna i nie daje się ująć w raz na zawsze ustalone, sztywne reguły – jest przede wszystkim umiejętnością wybierania między dążnością do ciągłego brylowania a zdolnością uchwycenia złotego środka. Dotyczy to zwłaszcza tych pań, które wedle metryki były młode już jakiś czas temu.

Czeka nas wydłużenie aktywności zawodowej, a to wymusi na starszych paniach większą dbałość o wygląd zewnętrzny. Kapciowo-kanapowy look w takiej sytuacji będzie wykluczony. Jeśli pracujemy, reprezentujemy jakieś instytucje, obowiązuje nas stosowny do okoliczności strój. Dobry ubiór należy do psychicznego makijażu kobiety. Starsza pani pracująca powinna się ubierać z umiarem i pewnym dystansem do aktualnej mody, co nie znaczy, że bez wyrazu. Jej styl – to elegancja a nie ekstrawagancja. Garderoba starszych osób, a jest ich coraz więcej, powinna składać się z rzeczy w stylu klasycznym, z bardzo dobrych w formie i gatunku standardów. Moda dla pań w pewnym wieku odwołuje się nie tylko do ich zdrowego rozsądku, ale też do ich wyobraźni i fantazji. Indywidualny charakter kreacji można wydobyć i podkreślić dodatkami.

Kilka modeli dla pań „50+” bezpretensjonalnych, prostych warto przypomnieć: suknię „futerał” i suknię „tubę”. „Futerał” z wąskimi rękawami, z głębokim dekoltem w szpic,  z fantazyjnym zapięciem, lekko dopasowany, z tkaniny jednobarwnej lub w drobny angielski wzór – ma uniwersalne zastosowanie, nadaje się do pracy, a urozmaicony odpowiednimi dodatkami na wieczór. Podobnie „tuba”, nieodcinana, o wybitnie prostym kroju może przeobrazić się w strój popołudniowy, jeśli uzupełnimy ją wysmakowaną biżuterią, oryginalnym szalem. „Futerał” i „tuba” mogą występować w różnych długościach: mini, maxi i do kolan. Sprawdzają się też w przypadku pań niekoniecznie bardzo szczupłych. Znakomicie wyglądają na dość wysokich.

Cokolwiek by się w modzie działo, wypróbowana szmizjerka zawsze się obroni, zawsze przystosuje się do nowych okoliczności, o jej charakterze zdecyduje wyłącznie rodzaj tkaniny, z jakiej została uszyta.

Pani dojrzała nie powinna zamykać się w czterech ścianach – życie towarzyskie jest bardzo wskazane. Co więc na wieczór?

„Prawdziwie elegancka suknia wieczorowa może być tylko czarna” – można się z tym poglądem zgodzić, lub nie. Szyje się owe małe lub duże czarne z tkanin lejących, jedwabnych krep, żorżet, z jedwabnego dżerseju, aksamitu. Kolejny powrót „czarnej damy” ma swoje zalety, ma też wady. Wprawdzie czarny kolor wyszczupla, ale i postarza.

Zamiast czarnej można włożyć sukienkę wzorzystą, kaszmirową, a na tę sukienkę, dość cienką, narzucić aksamitny żakiecik, czarny lub dobrany kolorystycznie do reszty.

Innym, chyba najprostszym rozwiązaniem jest czarna, mini lub maxi spódnica z pęknięciem z boku, zestawiona z przydużą, luźną tuniką jedwabną, lub z jedwabnego dżerseju.

Możliwości jest mnóstwo. W „trzecim wieku” też można czerpać radość z mody, z komponowania swoich strojów, nowych strojów, ponieważ wiele rzeczy z naszej szafy, tych ukochanych, z którymi łączy nas tyle wspomnień, już się zdecydowanie przeterminowało. Nie włożymy już słodkich bluzeczek, mini sukienki w stylu „baby Doll”, hipisowskiej etno-spódnicy, T-shirta z napisem „Elvis forever” ani wystrzałowej kowbojskiej kurteczki z frędzlami.

Ada